Wybrałem się na 3 dni w okolice Gryfowa i Świeradowa.
W niedzielę, 19.05.2019, dojechałem pociągiem z Jezierzan do
Zebrzydowej. Dlaczego z Jezierzan ?
Bo w Legnicy brakuje wind peronowych i wdrapywanie się na peron z bardzo ciężkim
rowerem i bagażem przekracza moje siły.
Dlaczego do Zebrzydowej ?
Ponieważ brak możliwości dojazdu pociągiem do Lubania Śląskiego z powodu
kolejnego remontu linii kolejowej Węgliniec-Lubań.
Z Zebrzydowej wyruszam w kierunku południowym. Droga początkowo prawie płaska,
zamienia się stopniowo w pagórkowatą. Przypomina "czeskie kopce". Po
każdym zjeździe następuje kolejny podjazd. Uzbierało się dziś tych
podjazdów 720m.
W Nowogrodźcu przejeżdżam obok kościoła i obserwuję jak młodzi ludzie biorą
udział w niedzielnej mszy świętej. Stoją przed kościołem, rozmawiają, niektórzy
trzymają ukradkiem papierosy. I tak zaliczają niedzielny obowiązek. Zjawisko to
jest bardzo rozpowszechnione; takie obrazki napotykam podczas moich wycieczek
nieustannie. Przyznaję że dotychczas piwa wśród tych zgromadzeń przy drzwiach
kościelnych nie zauważyłem.
Na 14 kilometrze dzisiejszej trasy napotykam dużą wieś Gościszów. Trzy
ciekawostki: ruiny starego zamku-pałacu z XIV wieku; ciekawa, ilustrowana
licznymi zdjęciami historia miejscowości oraz bardzo ciekawa informacja o
reemigrantach z Bośni. Naprawdę warto poczytać:
http://reemigrancizbosni.pl/
W Gryfowie zjadam porządny obiad w restauracji. Zdążyłem w samą porę gdyż
niebawem restauracja wypełniła się młodymi "komunardami" oraz ich
rodzinami. Celowo używam nieprecyzyjnego słownictwa ponieważ użycie innego,
podobnego słowa
mogło by obecnie obrażać uczucia młodych osób :)
Na koniec dnia muszę poskarżyć się na program KOMOT w moim tablecie. Po raz
pierwszy zdarzyło się że wyprowadził mnie na bezdroża i kosztowało mnie to sporo
dodatkowego wysiłku.
Trasa:
Zdjęcia:
W poniedziałek.20.05.2019, zaplanowałem trasę objazdową. Z poprzednich wyjazdów wiedziałem że będzie to trasa z pięknymi widokami: dolina Bobru, Góry Izerskie oraz Karkonosze częściowo pokryte śniegiem. Pogoda jednak spłatała figla: od rana ciężkie chmury, mżawka, jedna ulewa, widoczność beznadziejna; przypomina mi się przebój "W Hiszpanii mży gdy dżdżyste przyjdą dni" z musicalu "My Fair Lady". Korzystam z okazji i powtarzam dziś tę frazę wiele razy aby poprawić swoją dykcję :)
Pierwszy odcinek drogi do Pasiecznika świetny: wąski asfalt. Drugi odcinek do
Pokrzywnika trudny bo po mokrych kamieniach.. Ale do zapory jakoś udało się
dojechać i częściowo dojść. Zapora stara bo z 1912 roku ale trzyma się dobrze. Z
powodu pogody (cały czas mży) turystów brak. Karczma przy zaporze jednak otwarta
mimo poniedziałku. Zjadam smaczne placki ziemniaczane..
Wzdłuż torów kolejowych nad brzegiem zalewu Pilchowickiego docieram do szosy
jeleniogórskiej i do Siedlęcina. Spotykam dużą grupę rowerzystów z Warszawy.
Jadą w przeciwnym kierunku, do Lwówka.
Od Siedlęcina jadę wzdłuż Bobru; mokro, ślisko, korzenie, kałuże, dopada mnie
ulewa. Z dużym trudem, przeważnie na piechotę docieram do elektrowni Wrzeszczyn i po kładce przechodzę na lewy brzeg Bobru. Wcale nie było tak pięknie
nad Bobrem jak sobie wyobrażałem, ale najgorsze mam już za sobą :)
Teraz łatwa droga przez Barcinek, Starą i Nową Kamienicę do Grudzy. Rozglądam
sie za jakimś barem ale nic z tego. Kończy się na zakupach suchego prowiantu w
sklepie spożywczym. Chyba schudnę na tej wycieczce ? :)
Zdjęcia:
We wtorek 21,05.2019 powrót do Legnicy. Ponieważ po
południu mam pewien obowiązek, planuję złapać pociąg w Zebrzydowej około
dwunastej, bo ten o 14:30 jest zbyt późny.
Wyruszam więc o 6:30 przy pięknej, słonecznej pogodzie. Muszę przyznać że
uwielbiam te poranne jazdy rowerem, zwłaszcza kiedy droga jest gładka i biegnie
wśród pagórków. A tak właśnie jest w tym przypadku. Przez Popielówek (kiedyś tu
nocowałem) dojeżdżam do Lubomierza. Niedawno tu byłem w czasie jakiegoś
festiwalu, teraz pełne zaskoczenie: centrum miasteczka kompletnie zryte, trwa
wielki remont, huk, zgrzyt, kurz, robota wre. Niebawem będzie tu zapewne kolejny
granitowy deptak.
Signum temporis.
Za Lubomierzem piękny zjazd w dół aż do Pławnej, skąd po ścieżce rowerowej
zbudowanej w miejscu starych torów kolejowych jadę swobodnie i bezpiecznie do
Lwówka. Tu gorzej: hałas, ruch, kurz. Zaczynam się spieszyć: na chybcika zjadam
hot-doga w obskurnej stacji paliw wśród dymiących ciężarówek, wypijam kawę i
dalej. A dalej jedzie się dobrze. Dopiero przed Zebrzydową wpadam w drobne
tarapaty. Aby uniknąć jazdy główną grogą kręcę się po leśnych dróżkach i na
stację Zebrzydowa dojeżdżam od strony północnej w ostatniej chwili: 6 minut
przed odjazdem pociągu. Było trochę nerwowo ale grunt że zdążyłem !
Dziś mapki nie będzie bo rano zapomniałem włączyć tablet zachwycając się pięknym porankiem :)
Zdjęcia: