16-07-2017 - niedziela
Po ciągłych perturbacjach z pogodą wyruszam wreszcie w dawno
planowany kierunek: styk trzech granic.
Szynobusem dojeżdżam z Legnicy do Lubania Śląskiego. W niedzielne
przedpołudnie miasto wygląda sennie, mały ruch zarówno ludzi jak i pojazdów.
Kilka zdjęć i jadę dalej do Leśnej. Miasteczko wygląda raczej niebogato choć
rynek prezentuje się całkiem nieźle.
Z Leśnej do Czech - jak rzut beretem. Jadę spokojnie po tym zielonym,
sielskim, libereckym kraju kierując się na Frydlant ale sprawa wbrew
pozorom nie jest łatwa: drogi częściowo pozamykane, objazdy kiepsko oznakowane,
dokładam więc parę kilometrów i parę podjazdów jako że kraj jest
"kopcowaty".
We Frydlandzie zjadam tradycyjnie knedliczki z pieczenią i sosem
(150 KC bez piwa, z napiwkiem), oglądam ładne miasteczko, w znacznym
stopniu odnowione, wdrapuję się pod górę aby spojrzeć na imponujący zamek.
Początki zamku sięgają XIII wieku, w kolejnych wiekach stopniowo rozbudowywany.
Po bitwie na
Białej Górze (największa klęska w historii Czech) zamek otrzymał
Albrecht von Wallenstein, naczelny dowódca wojsk cesarskich
podczas wojny trzydziestoletniej i Książę Frydlantu w XVII w. Jego pomnik stoi
na rynku we Frydlandzie i jakoś to nikomu nie przeszkadza. Jednak Czesi
mają bardziej tolerancyjne podejście do swojej bardzo bogatej historii.
Z Frydlandu do Bogatyni bardzo blisko ale ponownie nadkładam drogi z powodu źle
oznakowanych objazdów. W końcu ląduję w Bogatyni na kwaterze, w
przyzwoitym barze-kawiarni zjadam porządny obiad (tym razem z piwem) , wieczorem
układam plan na jutro.
Dziś na rowerze 70 km, sumaryczne przewyższenie 880m
Mapka trasy:
https://www.komoot.com/tour/19653229
Zdjęcia i filmy:
17-07-2017 - poniedziałek
Rano zjadam śniadanie przygotowane we własnym zakresie na bazie wczorajszych
zakupów dokonanych w Bogatyni w sklepie NETTO. Dziś w planie objazd kopalni
Turów z odchyleniem w kierunku styku trzech granic.
Mijam Opolno-Zdrój, Białopole i zatrzymuję się w Kopaczowie. Duża, dość ładna
wioska w połowie polska, w połowie czeska (Oldrzichov), granicy w zasadzie nie
widać. Uwagę zwraca stary kościół oraz pomniki: "współpracy trzech narodów" oraz
poległych w I wojnie światowej (nazwiska przeważnie niemieckie). Ciekawe kiedy
współcześni nasi bolszewicy nakażą usunięcie tych pomników (zwłaszcza tego
drugiego).
Po kilku kilometrach jestem po raz trzeci nad Nysą Łużycką na styku trzech
granic. W zasadzie nic się tu nie zmieniło, z jednym wyjątkiem: pojawił się po
stronie polskiej dużych rozmiarów krzyż.
Ze strony Gość.pl dowiaduję się że jest to dar Jana Pawła II (??) a krzyż
przyniosła na swych barkach dzielna młodzież z Bogatyni z okazji Światowych Dni
Młodzieży. W uroczystości postawienia Krzyża Pojednania 31 maja 2017
zabrakło - mimo zapowiedzi - delegacji młodzieży Czech i Niemiec. Może zbyt małą
wagę przywiązujemy do uczuć religijnych innych narodów ?
Teraz przekraczam granicę i jestem w Zittau. Dawno temu przyjeżdżałem tu
regularnie po części do trabanta. Mój trabant-limuzyna (taka była oficjalna
nazwa) nie potrzebował zbyt wielu części ale jakieś cewki, kondensatory i
elementy zapłonu i gaźnika należało mieć zawsze przy sobie. Pamiętam że miasto
(jak to w NRD) było mocno zaniedbane. Teraz odnowione i dopieszczone. Nie mam
zbyt wiele czasu na oglądanie całego miasta, ale nic nie szkodzi. Teraz te
niemieckie miasteczka poo renowacji są w zasadzie bardzo podobne do siebie.
Dysponuję poważną kwotą 5 euro, chętnie więc spróbował bym niemieckiego piwa.
Ponieważ jednak w podróży piwa nie pijam, zamawiam w cukierni dużą kawę i
ciastko. Kawa bardzo dobra, jeśli zaś chodzi o ciastko, na ewentualne pytanie
jakie ciastko zamówiłem, odpowiedział bym: to wskazane palcem :)
Wracam do Polski, mijam Sieniawkę i jadę wzdłuż odkrywki kopalni Turów
poszukując jakiegoś punktu widokowego.
W jednym miejscu spotykam 3 turystów z Rosji. Mówią że wracają z Italii do
Moskwy. Nie wiem dlaczego akurat tą drogą. Ale widocznie czasy się zmieniają:
kiedyś wszystkie drogi prowadziły do Rzymu a teraz - można rzec - do Moskwy :)
Tak czy inaczej turyści mimo pośpiechu, rozmowni. Między innymi zdążyli mnie
zapytać czy Polacy lubią Rosjan oraz Ukraińców. Muszę w tym miejscu przyznać że
przed następną włóczęgą przydał by mi się - na wszelki wypadek - krótki kurs
dyplomacji. Mam co prawda za sobą
Krótki Kurs
Historii WKP(b) ale to chyba nie to samo...
Platformy widokowej nie znajduję ale docieram do miejsca z którego widać całą
odkrywkę. Muszę przyznać że jestem nieco rozczarowany liczyłem bowiem na
piorunujące wrażenie. Tymczasem, choć wykop ma ponad 200 m głębokości, z
powodu ogromnej powierzchni wrażenie jest mniejsze od spodziewanego.
Co by jednak nie mówić, "dziura" w ziemi jest ogromna i działa na wyobraźnię.
Liczb nie będę przytaczał. Powiem tylko że wydobycie planowane jest do 2045
roku. Kiedyś przypuszczano że ta niecka w przyszłości wypełni się wodą i
powstanie olbrzymie jezioro. Przypuszczenia te okazały się błędne.
Robię sporo zdjęć i filmików nie spodziewając się rewelacji ponieważ pogoda jest
mało sprzyjająca fotoamatorom.
Mijam odkrywkę i wjeżdżam do Turoszowa. Tutaj wielkie chłodnie i kominy zdają
się wyrastać między domami i uliczkami tego miasteczka.
Do Bogatyni wracam drogą nr 352: duży ruch samochodowy i bardzo krzywa
nawierzchnia. Muszę dokonać w związku z tym korekty w planie na jutro.
I jeszcze jedna uwaga: Bogatynia słynie ze sporej ilości zabudowy
szachulcowo-przysłupowej typowej dla Łużyc. Istotnie, budynków tego typu
widać tu sporo. Nie tylko zresztą tu. Tuż za granicą w Czechach również ten typ
budownictwa jest często spotykany we wioskach.
Gdyby ktoś chciał dokładniej rozeznać temat zabudowy łużyckiej i pruskiego muru
polecam ciekawą stronę miasta Bogatyni:
http://www.bogatynia.dwr.pl/luzyckie.html
Dziś 42 km sumaryczne przewyższenie 380m
Mapka trasy: https://www.komoot.com/tour/19701339
Zdjęcia i filmy:
18-07-2017 - wtorek
Po wczorajszej jeździe drogą nr 352 zmieniam plan na dziś i
pierwszą część podróży postanawiam odbyć nie po stronie polskiej lecz
czeskiej. I to jest bardzo dobra decyzja !
Przekraczam granicę i od Kurnatic kieruję się na północ. Jadę ładną, szeroką
doliną rzeki Smede która po polskiej stronie nazywa się Witka. Mijam kolejne
wioski: Viska, Minkovice, Visnova, Filipovka, Cernousy. Cały czas droga
fantastyczna, cały czas w dół. Zieleń, rozległe pastwiska, dużo bydła.
W osadzie Ves przechodzę na polską stronę a następnie - nie bez problemów -
wjeżdżam do Niemiec. A problemy miałem na własne życzenie ponieważ sprawdzałem
trasę na końcu długich zjazdów i w przypadku pomyłki trzeba było wracać kilka
razy pod górę do punktu wyjścia. To była kara za nadmierne lenistwo. W
rezultacie tych perypetii wpadłem w niedoczas i resztę trasy zaliczałem na
skróty- aby szybciej.
Mimo to spóźniłem się na zaplanowany pociąg ze Zgorzelca do Legnicy.
Obiecałem sobie poprawę na następnych wyjazdach
Dziś 72km, sumaryczne przewyższenie trudno określić ponieważ w Zgorzelcu zapomniałem wyłączyć swój komputerek w rezultacie czego nagrała się jazda pociągiem a przewyższenie wyszło astronomiczne, czyli błędne.
Mapka trasy https://www.komoot.com/tour/19764393
Zdjęcia: