Dzień 1 - 16.06.2005 - czwartek
Rano wyruszamy samochodem (rower na dachu) z Edziem do
Boszkowa; a dokładnie biorąc do Dominic - ale to prawie to samo :)
W południe jemy na obiad smażone liny (żeby nie było nieporozumienia: to
takie ryby :))
Po południu "robię" rowerem małą pętlę w Przemęckim Parku Krajobrazowym:
Boszkowo - Radomierz - Olejnica - Górsko; łącznie 25km
Dzień 2 - 17.06.2005 - piątek
Dziś jadę rowerem do
Wolsztyna. Najpierw na południe, pięknymi
lasami (drogi trochę piaszczyste) do Zaborowca. Stąd po kilku km asfaltu
wjeżdżam na drogę Wschowa - Wolsztyn. Teraz na północ: Wijewo, Kaszczor, Mochy,
Wroniawy, Wolsztyn. Droga bez pobocza, sporo samochodów, kiepsko.
Wypytuję więc w mijanych wioskach o jakość ścieżek widocznych na mojej mapie
aby sobie zaplanować bezpieczniejszą trasę powrotną.
W Mochach spotykam świetnego informatora - jak się okazuje byłego sołtysa.
Bardzo miły i rozmowny człowiek. Przez kwadrans narzekamy razem na ciężkie
czasy ale za to informacja o wszystkich ścieżkach w okolicy: prima sort :).
W Wolsztynie oglądam to zadbane miasteczko; wiadomo: wielkopolska. Wiele
ciekawostek jest tu do obejrzenia. Wybieram dwie:
Skansen Parowozów i
Skansen
Budownictwa Ludowego Zachodniej Wielkopolski.
Skansen Budownictwa ciekawy ale nie robi na mnie nadzwyczajnego wrażenia:
widziałem już nie jeden, a zresztą w dzieciństwie napatrzyłem się do woli na
chaty kryte słomianą strzechą. Najbardziej zainteresował mnie wiatrak z XVII
wieku, który podobno jako jedyny w Polsce jest całkowicie sprawny !.
Natomiast parowozy: to jest to !!!. Imponujące wrażenie. To nie jakaś
wielkoseryjna tandeta ale chciałoby się powiedzieć: one mają duszę. I
pamiętam, że jako dziecko trochę bałem się tych pędzących i wyjących
"potworów". No i wiele lat temu miałem też okazje przejechać się kilka razy w
kabinie maszynisty jako kibic.
Opuszczam Wolsztyn kierując się na wschód: Adamowo, Gościeszyn, Błocko. Dobry
asfalt, samochodów bardzo niewiele. Z Błocka kieruję się na Przemęt. 9 km
polnej drogi, przecinam kilka kanałów i jak okiem sięgnąć: łąki, łąki, łąki...
Właśnie trwają sianokosy, dzień ciepły, więc zapach siana po prostu
odurzający. A "pociągi" z sianem jadą jadą jadą....
To był bardzo interesujący dzień. A największe wrażenie zrobiła na mnie
uprzejmość mieszkańców. W telegraficznym skrócie: były sołtys w Mochach,
obsługa parowozowni, obsługa Skansenu budownictwa, młody człowiek z matką
wskazujący mi drogę wyjazdową z Wolsztyna i wreszcie policjant który bardzo
uprzejmie zwrócił mi uwagę gdy wjechałem pod prąd w ulicę jednokierunkową:
nawet słowem nie wspomniał o mandacie. A może oni wszyscy wyczuli, że
urodziłem się w Wielkopolsce ? Co prawda dość dawno temu ale jednak...:)
Dziś przejechałem 74 km
Aha; byłbym zapomniał: a wieczorem Tadeusz wydał uroczyste plenerowe przyjęcia
z okazji przejścia na emeryturę. Było miło, sympatycznie i bardzo relaksowo :)
Dzień 3 - 18.06.2005 - sobota
Od rana ładne słońce,
chmury, silny wiatr. Robię kilka zdjęć w porannym słońcu. Przed południem
wyruszam sam na krótką wycieczkę do jeziora Krzycko: Włoszakowice, Bukowiec,
Sądzia, Krzycko Wlk i Małe, Jezierzyce Kościelne. Stąd leśną, fajną ścieżką
obok leśniczówki Koczury docieram z powrotem do Włoszakowic. Jezioro Krzycko:
ładne ale prawie nie zagospodarowane, jedyny wyjątek to plaża w Gołanicach. W
samym Krzycku zwraca moją uwagę ogromna i starannie wykonana rzeźba. Napis na
cokole: "Andrzej Krzycki 1482 - 1537 Prymas Polski wybitny poeta, humanista i
dyplomata".
Hm, przyznaję, nie wiedziałem. Od miejscowych dowiaduję się że Prymas
pochodził z tych stron a rzeźbę wykonał miejscowy artysta ludowy z Bukowca. Z
drzewa topoli. Zresztą w okolicy jest wiele podobnych rzeźb, wszystkie
wykonane prze tego samego artystę. Kilka dni później wpisuję w
internecie hasło: Andrzej Krzycki. Pojawia się wiele stron. Najciekawsza pod
adresem:
http://www.wloszakowice.pl/serwis209.htm
Po południu jedziemy z Edziem na rowerach do Brenna odwiedzić naszego kolegę Jurka O. Ponieważ ostatnio widujemy się dość rzadko, długo gawędzimy przy piwie o dawnych, żeglarskich czasach. No i obejrzeliśmy najnowszy żeglarski nabytek Jurka. Rewelacja !. Niestety, z przyczyn obiektywnych nie udało się zrobić zdjęcia tej rewelacyjnej łajby.
W sumie dziś przejechałem 59 km.
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Radość o poranku... | |||
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Niestety, to nie ja, a szkoda... | Prymas Krzycki | Trzej przyjaciele z ...żagli | Wieczorem... |
Dzień 4 - 19.06.2005 - niedziela
Dziś będzie wycieczka po
lasach. Najpierw jadę do Olejnicy, odwiedzam przystań jachtową AWF Wrocław (to
mi się przyda niebawem). Z Olejnicy wjeżdżam na leśną ścieżkę dydaktyczną i
wzdłuż jez. Olejnickiego docieram do Perkowa. Po drodze robię na wysokości
Wyspy Konwaliowej przerwę śniadaniową, która przedłuża się aż do 12,00 a na
liczniku zaledwie 9 km. Ruszam więc ostro dalej: Mochy, Świętno, Sławocin,
Ciosaniec. Cały czas piękne, pachnące lasy,
doskonałe asfalty a samochodów prawie zero. jedzie się fantastycznie. Jedyne
utrudnienie w ruchu spotykam w Świętnie, gdzie policja zablokowała chwilowo
przejazd. Odbywa się właśnie uroczystość nadania tutejszej szkole imienia Jana
Pawła II. I przy okazji odbędzie się Festiwal Pieśni Religijnej. Wyjątkowo
ubogi jest mój repertuar w tym zakresie, zerowe szanse na sukces, więc
spokojnie jadę dalej: Łupice, Kaszczor, Osłonin, Olejnica, Górsko, Dominice.
Dziś niedziela więc ruch nad kolejnymi jeziorami ogromny. Za Kaszczorem
dogania mnie kolarz na rowerze szosowym, jedziemy kilka km razem i rozmawiamy.
Mieszka i pracuje w Wolsztynie, kiedyś był leśnikiem, potem musiał założyć
prywatną firmę leśną ale po 6 miesiącach zbankrutował, teraz pracuje w firmie
produkującej bramy po 10 a nawet 11 godz dziennie. Na rower ma czas tylko w
weekendy. Sympatyczny facet.
Dziś przejechałem 65 km i dotleniłem się maksymalnie.
Dzień 5- 20.06.2005 - poniedziałek
Dawno nie byłem w Sławie, więc dziś
startuję rankiem w tamtym kierunku. Po kilku km jestem w Brennie, staję przed
skrzyżowaniem i rozglądam się w którym kierunku mam jechać. Nagle zatrzymuje
się jakiś samochód i znajomy głos woła: "a ty dokąd". Ale spotkanie: to Jurek,
ten sam z którym piliśmy w sobotę piwo w Jego daczy :).
Trzymając się wskazówek Jurka, przez Wijewo, Potrzebowo docieram do Sławy. To
prawdziwe zagłębie mięsne, na jednej ulicy: skup żywca, ubojnia i kilka dużych
zakładów mięsnych !.
Jest wczesna pora, w mieście ruch niewielki, plaża pusta kompletnie, robię 3
zdjęcia.
Wracam początkowo ścieżką rowerową w kierunku na Lubiatów, a potem szosą na
Golę, Szreniawę, Kaszczor itd....
Wyszło 56 km.
Po południu robimy z Edziem objazd jeziora na rowerach. Przypadkiem zahaczamy o piwo.
W sumie dziś przejechałem 72 km.
Dzień 6- 21.06.2005 - wtorek
Rano kupuję u miejscowych rybaków 3 piękne karasie, razem 3 kg. Edziu je
starannie czyści i wstawia do lodówki. Zabierzemy do samochodu w momencie
wyjazdu.
Przed południem okrężną drogą jadę rowerem do galerii Rzeźby Ptaków w Górsku
kupić kasetę z nagraniami głosów ptaków. Niestety, akurat zabrakło tych kaset.
Przejechałem 31 km.
Po południu rower na dach i kierunek Legnica. Aha: zabieramy przy okazji do
Legnicy Pewną Sympatyczną Osobę.
Około 20:00 jesteśmy w domu.
Niestety, nie w komplecie: karasie przez zapomnienie zostały w Dominicach.
I to by było na tyle... jeśli chodzi o karasie...
Post scriptum
Nieoczekiwanie kilka dni później znów jadę do Boszkowa. Tym razem 3 rowery
na dachu. Na trasie samochodowej realizuję wreszcie swój dawny pomysł: robię
zdjęcie pomnika "zasłużonego" byka z
Osowej Sieni.
Pierwszego dnia (2.07.2005) objeżdżamy z Tomkiem i Maćkiem okoliczne
jeziora. Ciekawostka: wszystkie drogi w okolicy przystrojone flagami;
dosłownie setki a może nawet tysiące tych flag. Okazuje się, że jutro odbędzie
się w Wieleniu wielka uroczystość:
Koronacja
figury Matki Bożej Ucieczki Grzeszników. W samym Wieleniu
widać wielkie przygotowania; miejsce jutrzejszego zgromadzenia ogromne, prawie
jak podczas pielgrzymek papieża.
Przejechaliśmy 41 km przez: Boszkowo, Starkowo, Radomierz, Olejnica, Osłonin,
Wieleń, Brenno, Miastko, Górsko.
W Górsku oglądamy muzeum ptaków, oraz obrazy i rzeźby wytworzone w ostatnim
tygodniu podczas IX Międzynarodowego Pleneru Rzeźby i Malarstwa. Akurat odbywa
się zakończenie imprezy.
Wieczorem w towarzystwie Agaty, Artura i Edzia zjadamy słynne zeszłotygodniowe
karasie :) (dzięki Ci Edziu !) i oglądamy długą serię
zdjęć z Portugalii, skąd właśnie powrócili Agata i Artur.
Drugiego dnia (3.07.2005) jedziemy do Sławy a stąd próbujemy objechać jezioro Sławskie wzdłuż zachodniego brzegu. Niestety, sprawa niełatwa: najpierw utrudniają jazdę ośrodki wypoczynkowe blokujące dojście do jeziora a potem 8 km bardzo piaszczystej drogi po której na dodatek przejeżdża od czasu do czasu samochód wzniecając ogromne tumany kurzu. Ledwo docieramy do Lubiatowa. Odpoczywamy, posilamy się a potem: Lubogoszcz, Gola, Szreniawa, Kaszczor, Olejnica, Górsko i jesteśmy Dominicach, Dziś przejechaliśmy 79 km. Teraz rowery na dach samochodu i do Legnicy.
hz