Dzień 1 - 12.06.2006 - poniedziałek
Rano jedziemy z Tomkiem samochodem do Zielonej Góry. O 9:40 na
rowerach ruszamy z Zielonej Góry na północ w kierunku przeprawy promowej w
Pomorsku.
Pogoda słoneczna, droga łatwa i przyjemna, mnóstwo kwitnących akacji. I taka
pogoda i takie akacje będą nam towarzyszyć przez całe 5 dni ! Po sforsowaniu
Odry jedziemy przez Brzezie, Kije, Skąpe, Ołobok do Niesulic
. Znana
miejscowość wypoczynkowa ale kompletnie pusta, wszystko pozamykane. Oglądamy
bardzo ładną plażę "miejską" i ruszamy ścieżką rowerową na północ. Robimy
przerwę śniadaniową na ładnej dzikiej plaży. Czysta woda i piasek, łabędzie, 2
rowerzystów i my.
Teraz opuszczamy brzegi jeziora, jedziemy na wschód w kierunku Borowa a stąd
przez Wilkowo
docieramy do Lubrzy. Po obejrzeniu kilku miejsc noclegowych
decydujemy się na nocleg w Mini Domu
Gościnnym. Po krótkim wypoczynku objeżdżamy jeszcze okolicę na rowerach. Rowerowej ścieżki
"Szlak Nenufarów"
nie zaliczamy bo zbyt późno i zbyt gorąco ale po jednym piwie "U Doktora"
zdążyliśmy wypić :)
Dziś na licznikach 68 km.
Dzień 2 - 13.06.2006 - wtorek
Dziś mamy w planie
dotrzeć w okolice Zalewu Bledzewskiego. Jedziemy: Bucze, Żelechów, Łagów. Ponieważ Tomek jest
pierwszy raz w tej znanej miejscowości, zatrzymujemy się dość długo w tej "Perle
Ziemi Lubuskiej". Oglądamy park, objeżdżamy w połowie jezioro Łagowskie,
wdrapujemy się na wieżę zamkową, robimy sporo zdjęć. Miejscowość staje się
coraz bardziej atrakcyjna: jak wszędzie w Polsce, coraz więcej salonów;
najbardziej zaintrygował nas tutejszy "Salon Nagrobków" :) . Po odpoczynku jedziemy
ścieżką wzdłuż wschodniego brzegu jeziora Trześniowskiego. Bardzo ciekawa
trasa zamienia się w coraz trudniejsza przeprawę; już nie jedziemy a
pchamy rowery; w końcu zatrzymuje nas tablica: "Teren wojskowy". Skręcamy w
prawo i z dużym wysiłkiem po pagórkach pchamy rowery po piachu i po bruku.
Jedziemy niewiele. Nic dziwnego. Jesteśmy w rezerwacie
Buczyna Łagowska,
góra Bukowiec ma 227 mnpm. To teren tylko dla rowerów górskich a my jedziemy
na trekkingach. Ale za to jest na co popatrzeć !! Wreszcie wydostajemy się na
łatwiejszą drogę i jedziemy w kierunki wsi Wielowieś. Spotykamy dużą grupę
młodocianych rowerzystów jadących w przeciwnym kierunku. Też zmierzali w kierunku Wielowieś
ale cofnęli się przed tablicą "Teren Wojskowy". Bardzo rozsądna
decyzja kierownika grupy ! My jednak jedziemy dalej. Mam mocne
argumenty: dokładnie 49 lat temu przemierzałem te tereny jako zwiadowca !
:)
Wiem , że w to miejsce nie padają pociski więc nie zamierzam się wycofywać
:). Poza tym szlabany otwarte więc na pewno nie ma strzelań. Szczęśliwie
docieramy do celu, czyli do drogi w kierunku Sulęcina. Dobra nawierzchnia,
mało samochodów, teren pagórkowaty ale w cieniu jedzie się przyjemnie. Po
drodze zatrzymujemy się nad jeziorem Buszno, Tomek bierze kąpiel: woda zimna
ale bardzo czysta. Aha: teren nad jeziorem też wojskowy; tablice w 4 językach
zakazują wstępu, ale kilka samochodów cywilnych parkuje nad jeziorem.
Przez Trzemeszno Lubuskie i Glisno docieramy do
Lubniewic. Wokół dużego i
czystego jeziora wybudowana ścieżka rowerowa, sporo miejsc noclegowych. My
mamy wypatrzony nocleg w okolicach Bledzewa. Dzwonimy: są wolne miejsca ale
okazuje się że Strużyny to nie nazwa ulicy ale sioła w głębi lasów.
Zaopatrzeni w dokładne wskazówki docieramy po piaszczystych leśnych drogach na
nocleg. Trudno było tu dojechać ale naprawdę warto. Tylko 5 gospodarstw w tej
miejscowości. Nasza agroturystyka wspaniała: duży teren, wielka kuchnia i sala
kominkowa. Ponadto wielka stodoła w trakcie zagospodarowywania. No i zupełna,
puszczańska cisza. Wspaniale !.
Po dzisiejszych 63 km, częściowo w trudnym terenie, idealne miejsce do
wypoczynku.
Dzień 3 - 14.06.2006 - środa
Na dzisiejszy wieczór mamy
"zaklepany" nocleg w Pszczewie. Ale z rana chcemy obejrzeć pobliskie, super
czyste jezioro i zalew w Bledzewie.
Gospodyni kilka razy i bardzo dokładnie
tłumaczyła nam jak trafić nad to jeziorko w lesie. Tomek słuchał bardzo
uważnie, ja prawie wcale. Wiem z doświadczenia, że po takich dokładnych
wskazówkach zabłądzenie jest murowane :). I faktycznie: już po 400
metrach
pogubiliśmy się wśród gęstych leśnych ścieżek. Kierując się mapą,
słońcem, intuicją oraz informacją od spotkanych osób, docieramy jednak w końcu
do celu. Jezioro faktycznie super czyste !!.
Pytamy kąpiących się chłopców jak dotrzeć stąd skrótami do Bledzewa. Mówią że
to raczej trudne. I nadepnęli nam na odcisk ambicji. I znów jw: mapa, słońce,
intuicja..... wreszcie jakoś docieramy do Bledzewa.
Elektrownia
stara jak
świat, ładne domki w lesie należące do firmy energetycznej, zalew, sprzęt
pływający, ale dla przypadkowych turystów nie widać tu miejsca. W Bledzewie
próbujemy zasięgnąć języka w sprawie drogi na skróty przez Żemsko, Popowo do
Lubikowa; niestety nie udaje się. Nie będziemy więc ryzykować, mamy już dość
jazdy po bruku i pchania rowerów po piachu. Pojedziemy rowerową trasą rowerową
R1 przez Goruńsko, Templewo do Międzyczecza. Mamy już
przejechane 19 km a
jesteśmy nadal w punkcie wyjścia!
Do Templewa piękna droga. A dalej horror: mnóstwo dużych samochodów pędzi po
rozgrzanym asfalcie. Asfalt widać niedawno kładziony, ale jak: 3 cm warstwa
nieodporna na temperaturę (jest 30 stopni), rozpędzone auta dosłownie wyrywają
kawały asfaltu, nawet koła naszych rowerów grzęzną, jedziemy jak po wodzie.
Widać że za kilka dni z tego nowego asfaltu nie zostanie nic ! Chciałbym
usłyszeć ( a właściwie to nie) co powiedział by jakiś zachodni rowerzysta o
europejskiej rowerowej trasie R1 na tym odcinku.
Jest też pozytywna wiadomość: przed Międzyczeczem widzimy w budowie
piękną obwodnicę północ - południe,. Pewnie niedługo zostanie oddana do
użytku. A pora najwyższa; kto był kiedyś w centrum tego
miasteczka, ten wie o czym mówię. Tego po prostu nie da się opowiedzieć !.
Robimy przerwę, zjadamy po schabowym, zdjęć nie robimy już dziś bo zabrakła
miejsca na karcie w aparacie, nie mamy czasu na przeglądanie i czyszczenie
karty.
Wieczór coraz bliżej a przed nami jeszcze sporo drogi. Przez Kalsko docieramy
do Lubikowa. Po drodze mijamy wspaniały ośrodek: "Folwark Amalia" ale z powodu
braku czasu nie zaglądamy do środka (obejrzymy w internecie). Ośrodek
wypoczynkowy w samym
Lubikowie zaniedbany, ale jezioro wspaniałe . Chyba najładniejsze na Ziemi
Lubuskiej !.
Stąd już niedaleko do Pszczewa. Pytanie tylko, którędy jechać ?. Za radą
miejscowych wybieramy drogę na skróty przez las. Naiwniacy !! Kilka km
pchamy rowery po bardzo głębokim piachu. Do Pszczewa docieramy późno i mocno
zasapani. Ale to nie koniec niespodzianek na dziś: pytamy kolejno kilku
mieszkańców o adres:
Wybudowanie 27. Nikt nic nie wie. Pytają o nazwisko. Całe szczęście że mam
telefon do agroturystyki docelowej. Dzwonię i pytam o nazwisko. Teraz to już
każdy w miasteczku potrafi wskazać drogę !. Jeszcze kilka km i o 20:30
jesteśmy na miejscu. Fajna ciekawostka: okazuje się że wszystkie gospodarstwa
w okolicy mają adres: Wybudowanie i jakiś tam nr. I np jedno Wybudowanie
znajduje się 4 km na północ od Pszczewa a inne 5 km na południe od centrum.
Nieźle ktoś wymyślił !.
Dziś przejechaliśmy i przepchaliśmy 70 km.
Dzień 4 - 15.06.2006 - czwartek (Boże Ciało)
Rankiem
wracamy do Pszczewa. Oglądamy jeziora a w samym Pszczewie przygotowania do
procesji. Głównym motywem dekoracyjnym są młode brzózki. Dziesiątki !.
Pamiętam jak za komuny milicja zaciekle tępiła takie dekoracje. Oczywiście
wszystko pod pozorem ochrony przyrody.
Pytam o której procesja. Około 13:00. Tyle nie możemy czekać, może załapiemy
się w Trzcielu ?
Ruszamy więc na południe. Spokojnie, godnie i relaksowo jedziemy sobie pięknym
lasem, od czasu do czasu zaglądamy nad jeziora, które ciągną się tutaj jedno
za drugim: Chłop, Wędromierz, Rybojady, Wielkie, Młyńskie. Pierwsze dwa
czyste, następne już mniej, jako że leżą na szlaku Obry.
W Trzcielu też nie udaje nam się obejrzeć procesji. Już po. Za to kilku
pijanych osobników - i owszem. Sądząc jednak po stroju, nie brali oni udziału
w procesji lecz raczej w jakimś innym zgromadzeniu.
Z Trzciela do
Dąbrówki Wlkp nadal lasy. A dalej to już teren bardziej odkryty: Zbąszynek,
Babimost.
Wszystko to tereny dawnego pogranicza o ciekawej historii. Za Zbąszynkiem, w
Kosieczynie robimy zdjęcie starego kościoła z ciekawą dzwonnicą.
Kościół
obchodzi właśnie swoje 600-lecie.
Z Babimostu do Kargowej prowadzi doskonała, nowa ścieżka rowerowa. Mnóstwo na
niej rowerzystów. Nic dziwnego. W pobliżu piękne jeziorko z czystą wodą.
Zatrzymujemy się na plaży. Sporo samochodów i mnóstwo rowerów. Warunki do
wypoczynku doskonałe. Więc wypoczywamy. A potem na rower i po 4 km jesteśmy na
miejscu: agroturystyka Eden w Wojnowie.
Dziś 70 km
Dzień 5 -
16.06.2006 - piątek
Po dłuższej naradzie
postanawiamy wracać dziś do Zielonej Góry przeprawą promową w Milsku aby
ominąć zatłoczony Sulechów i okolice. I to był dobry wybór. Wyruszamy o 7 rano
i spokojnie przez Smolno, Trzebiechów, Swarzynice docieramy do przeprawy. Po
drodze zatrzymujemy się chwilę przy zbieraczach szparagów: zaczęli pracę o
4:30, otrzymują 0,80 zł za 1 kg zebranych szparagów. Po inne szczegóły w tej
kwestii zgłaszać się do Tomka, który przeprowadził pełne rozpoznanie problemu
:)
Dowiadujemy się na promie, że niebawem ruszy tu budowa nowego mostu przez
Odrę.
Teraz wyłania się problem: jak bezpiecznie na rowerach wjechać do Zielonej
Góry od wschodu. Pytani kierowcy - jak zwykle - przedstawiają różne opinie.
Jedziemy przez Zabór, Przytok, Stary Kisielin. Udało się. Od St. Kisielina aż
do centrum ZG jedziemy bezpiecznie po chodnikach. Przemierzamy na piechotę
bardzo ładny deptak w centrum, zjadamy porządny posiłek, potem samochód i
jazda do Legnicy.
Dziś na rowerach 51km.
![]() |
![]() |
![]() |
Zbiór szparagów | Trzebiechów |
I jeszcze małe podsumowanie: przejechaliśmy ogółem 321 km po najładniejszych rejonach Ziemi Lubuskiej. Takich czystych jezior wśród lasów nie ma w innych rejonach Polski. Pogoda: 5 dni upałów, temperatura dochodziła do 30 stopni, mój licznik wskazywał regularnie 40 stopni. Ale 80 % jazdy w cieniu !!.
I jeszcze specjalny dodatek: o drogach. Podczas tej wyprawy a także w poprzednich po Ziemi Lubuskiej, szukając bocznych dróg często trafiałem na drogi piaszczyste lub brukowane. Miejscowi mówią pieszczotliwie: "brucek". Jazda rowerem trekkingowym po tych "specjałach" daje popalić. Ale coś za coś: sam na sam z przyrodą i bez samochodów (prawie). Kilka obrazków na ten temat:
hz