Dzień 1 - 20.07.2003 - niedziela.
Z Januszem W. i Łukaszem H. wyruszamy z Legnicy pociągiem o 7,26 i o 8,15
jesteśmy w Bolesławcu.
Janusz życzy sobie obejrzeć pomnik gen. Kutuzowa, który (pomnik) niedawno
został odnowiony przy finansowej pomocy władz Rosji. Przedzieramy się przez
centrum Bolesławca gdzie akurat odbywa się duży jarmark starociami i jesteśmy
pod pomnikiem. Robimy 1 zdjęcie i wyruszamy w dolinę Bobru wg wskazań świetnej
mapy, którą ostatnio nabyłem. Świetnie
oznakowaną trasą rowerową jedziemy w górę Bobru. Ścieżka o zmiennej
nawierzchni biegnie raz bliżej, raz dalej od rzeki. Mijamy Otok, Kraszowice, Włodzice
i docieramy do Lwówka - godz. 11,00 na liczniku 30km. Upał. W jednym miejscu
grzęzną nam koła w miękkim asfalcie.
Za
Przeździedzą jedziemy przez piękny wysokopienny las, pniemy się pod górę,
mijamy
ruiny starego gospodarstwa i zjeżdżamy do Wlenia.
Oglądamy
rynek i okolice, drobne zakupy i jedziemy dalej. Zatrzymujemy się w
lesie za m. Nielestno nad Bobrem. Godz. 14:30, na liczniku 55km. Wypoczywamy,
posilamy się, moczymy nogi.
Trasa coraz cięższa. Od zapory Pilchowickiej oddalamy się od Bobru, stromo i długo
pod górę, potem w dół do Siedlęcina, w "Perle Zachodu" chłopcy wypijają po
1 piwie (ja ślubowałem :)). Robi się późno, mijamy więc szybko Jelenią Górę
i o 20,00 jesteśmy w Schronisku Młodzieżowym w Strużnicy. Jesteśmy jedynymi
gośćmi !. Aha: po drodze w Karpnikach ja i Łukasz zjadamy po schabowym a
Janusz golonkę.
Trasa dziś była ciężka bo mnóstwo podjazdów a Bóbr oglądaliśmy dość
rzadko. Jak powiedział Janusz: dziś najpiękniejsza to była... mapa. Przejechaliśmy 97 km.
Dzień drugi: 21.07.2003 - poniedziałek.
O 8,00 wyruszamy. O 8,23 po 4 km jesteśmy na Przełęczy Karpnickiej (575).
Do Janowic ładnie w dół a potem stromy, ciężki podjazd do Ciechanowic, po
czym łagodnie
zjeżdżamy
w kierunku Marciszowa. Odtąd trasa faktycznie prowadzi
ciekawymi ścieżkami nad Bobrem przez Marciszów, Kamienna Górę do Lubawki. 2
zdjęcia zrobione w okolicach Marciszowa. W tym miejscu jedna starsza pani
koniecznie chciała nas przekonać aby do Chełmska jechać prosto z Kamiennej Góry
a nie przez Lubawkę. Ale uparciuchy pozostaliśmy przy swoim planie. W
Lubawce
wypoczywamy dłużej pod arkadami (w cieniu !) przy napojach i lodach aby przeczekać największy upał.
Obserwujemy typowe scenki rodzajowe małego miasteczka. Przy okazji
dyskutujemy o historii Polski i Europy. Paru cesarzom, królom i książętom
nieźle się oberwało !. I stwierdziliśmy że nasza wiedza o historii Czech
jest mizerna; a przecież tam jedziemy. Z Lubawki przez Przełęcz Ulanowicką w
Górach Kruczych kręcimy w stronę Chełmska Śląskiego.
To nasza pierwsza
wizyta w tych stronach. Bardzo dobra droga w cieniu pięknego lasu. W Chełmsku
Janusz robi nam zdjęcie na tle domków Tkaczy Śląskich. Ale tak długo celuje
w nas tym aparatem że moje buty zdążyły wkleić się w rozmiękły asfalt.
Ruszamy w kierunku przejścia granicznego Okrzeszyn-Petrzykovice.
Najpierw pod górę
a potem długo... długo w dół. Dziwimy się: to nasze pierwsze przejście
graniczne z Czechami które znajduje się w dolinie a nie na przełęczy górskiej.
Od przejścia przez Chvalec docieramy około 19,00 do Radvanic gdzie mamy
"zaklapane" noclegi po 150 Kc na wysokości 650 mnpm, obok wyciągu
narciarskiego. Wcześniej zjadamy w miejscowej restauracji świetny obiad. Cena
obiadu z dwoma piwami "rzezanymi" około 16zł. Dziś na moim liczniku
wyszło równe 70,00 km !.
Dzień trzeci - 22.07.2003 - wtorek.
Wyspaliśmy
się świetnie w doskonałych warunkach.
Gospodarz
zachęca nas do następnych odwiedzin, latem lub zimą; otrzymujemy w prezencie
mapę, foldery i wizytówki. Mówi że wczoraj była tu niespotykana
temperatura: 34 o C. Wiemy że było ciepło, ale żeby aż tyle ?.
Ruszamy o 8,00 początkowo pod górę a potem w dół do Horni Vernerovice. Stąd
jedziemy oznakowaną cyklotrasą nr 4020 (częściowo 4032) przez Starkov,
Hronov. Od Hronova jedziemy nieonakowaną polną ścieżką w stronę Nachodu
aby uniknąć szosy. Długo nam tłumaczyła jedna pani jak znależć tę ścieżkę
ale w końcu udało się. Prawie cały czas wzdłuż Metuji a więc
w dół. Dojeżdżamy do przejścia granicznego Kudowa - Nachod. W wielkiej
rozbudowie. Oglądamy Nachod, robimy kilka zdjęć, kupujemy kasetę z N.O. dla
naszego kolegi Tadzia z Legnicy. Ucieszy się. Ładne miasto, wiele obiektów świeżo
odnowionych, jest na co patrzeć.
O 12,30 opuszczamy Nachod, odszukujemy ścieżkę nad rzeką i dalej w dół
lewym
brzegiem w stronę Novego Mesta nad Metuji. Piękna górska rzeka, szkoda
że z powodu suszy tak mało w niej wody. Przy większych opadach musi wyglądać
imponująco.
W jednym miejscu musimy zsiąść z rowerów i przedzierać się przez skały.
Przy okazji obserwujemy pstrągi w dużych ilościach.
Stromym podjazdem dojeżdżamy do Novego Mesta. Pięknie położone, wiele
zabytkowych obiektów, Robimy kilka zdjęć, w tym także pod pomnikiem Smetany
i przed zamkiem. Niestety, zamku nie udało nam się zwiedzić z powodu przeszkód
obiektywnych. A jak się dowiadujemy od spotkanego przypadkiem rowerzysty z
Opola, warto było. Trudno, może innym razem.
Wyruszamy w dalszą drogę. Po godzinnej jeździe jesteśmy w Dobraszce, z
trudem odnajdujemy Dom Studencki w którym mamy zarezerwowane noclegi (200Kc).
Po
kąpieli
i wypoczynku wyruszamy do miasteczka, w typowej piwiarni wypijamy po 1
piwie i gapimy się na gości. Widać że sami swoi i starzy bywalcy tego
lokalu.W Polsce raczej nie spotyka się knajp z taką atmosferą. Może
kiedyś będą ? Zdjęcie wykonane przez szybę z okna naszej kwatery.
Dzień czwarty - 23.07.2003 - środa
Dziś startujemy o 7:00 (upały). Trochę mam pietra jak to dziś będzie:
wszak wczoraj wiekszość jazdy była z góry, więc pewnie nie będzie lekko.
Przezornie wybieram inną drogę.
Rozległą płaską doliną jedziemy przez
Bohuslavice do Ceska
Skalice nad jezioro Rozkosz. Rzeczywiście ogromne (1000
ha), ale woda taka zielona jak u nas w Kunicach. Chłopcy rezygnują więc z
planowanej kapieli. Nad jeziorem wielki autocamping, podobno na 3000 miejsc.
Sanitariaty: wczesny gierek.
Szosą jedziemy na Czerveny Kostelec. Mijamy domek Bożeny Nemcovej
(zamknięty z powodu wczesnej pory). Za Kostelcem długi uciążliwy podjazd a
potem fantastyczne zjazdy w kierunku Hronova. Na moim liczniku 45 km/h, u
Janusza 55 a u Łukasza 60 km/h. Za Hronowem łapie nas burza i ulewa ale na
szczęście udaje nam się przeczekać za zgodą właściciela pod namiotem w
podwórku jednego gospodarstwa. W
Policach podobnie: przeczekujemy deszcz pod
balkonem, ruszamy, znów pada itd. Dość długo stoimy przed Urzędem Miejskim.
Oglądamy kilka tablic z nazwiskami
bohaterów poległych w latach 1938-45, jest
także mała urna z prochami żołnierzy Legii Czeskiej poległymi pod
Zborovem
w czasie I Wojny Światowej.
Tak przy okazji: na całej trasie spotykaliśmy wiele pomników poświęconych
bohaterom poległym podczas I lub II Wojny Światowej.
I jeszcze jedno: spotykamy mnóstwo starych figur różnych świętych,
chyba więcej niż w Polsce. niektóre naprawdę bardzo ładne i wszystkie
zadbane a nawet odnowione. Sadząc po tych figurkach, musiał
to być kiedyś
bardzo pobożny naród. Może zresztą jest nadal - ale tego to my nie wiemy.
Przez Teplice jedziemy w stronę Adrszpad i około 16,00 jesteśmy już w Zdonovie gdzie mamy zamówioną "chatkę" - 70 Kc za osobę. W sumie przejechaliśmy dziś 70,5 km, sporo pod górę ale nie było większych problemów. Zamawiamy na jutro rano śniadanie a tymczasem wypijamy po piwie (no, może po 2): nalewane kosztuje 1,50 zł a butelkowe 2,50 zł.
Dzień piąty - 24.07.2003 - czwartek.
O
wschodzie słońca robię zdjęcie. W tym "taborze" jest takich
"chatek" 30. Za 35 Kc zjadamy bardzo smaczne i obfite śniadanie i o 8:00 przekraczamy
granicę.
Jedziemy w kierunku Krzeszowa. I tu bardzo miła niespodzianka: droga świeżo
wyremontowana, nowa nawierzchnia. Stara była tak okropna że do Krzeszowa
dojeżdżało
się prawie na resztkach d..
W porannym słońcu robimy sobie zdjęcia na tle klasztoru w Krzeszowie. Dalej
jedziemy dobrze nam znaną, wiele razy zjechaną trasą:
Kamienna Góra, Marciszów,
Kaczorów, Lipa, Chełmiec, Stary Jawor. A od Kamiennej Góry do Marciszowa
znów...
Doliną Bobru :). O 16,00 jesteśmy w Legnicy, więc Łukasz
zdąży jeszcze dziś na spotkanie...
Ogółem w ciągu tych 5 dni przejechaliśmy 397 km.
I fajnie było....
hz