Dzień 1 - 11,10.2005 - wtorek
Naszym ulubionym pojazdem, czyli szynobusem, jedziemy rano do
Kamieńca Ząbkowickiego. Stąd bocznymi drogami przez Byczeń, Śrem, Topolę i
Kozielno docieramy do Paczkowa. Ciekawostka: na mojej mapie na północ od Kozielna widnieją liczne ale oddzielne akweny wodne. W rzeczywistości jest to
teraz jeden wielki akwen: Jezioro Paczkowskie.
Bardzo wiele zabytków można zobaczyć w
Paczkowie, w tym, jak mówią
historycy, polskim Carcassonne. Nawet muzeum
gazownictwa :). My jednak, jako osobnicy mało ambitni ograniczamy się do
obejrzenia rynku, słynnych murów obronnych i kościoła-fortecy. Nie byliśmy
nigdy w Carcassonne ale pewną różnicę zauważamy od razu: przydało by
się więcej funduszy dla zabytków Paczkowa...
Załatwiamy sobie noclegi w pensjonacie "U Ani" i ruszamy w stronę granicznego
przejścia w Dziewiętlicach. Ponieważ posiadaliśmy sprzeczne informacje,
wcześniej upewniam się w Informacji Turystycznej, że to przejście jest
dostępne dla wszystkich pieszych i rowerzystów. Jedziemy. Wszystko ładne:
pogoda, droga, okolica... Ale na przejściu niespodzianka: dwóch polskich
funkcjonariuszy "broni" przejścia. Dozwolone tylko dla mieszkańców strefy
nadgranicznej. Podobno niedawno zmieniono status tego przejścia na życzenie
strony czeskiej. Nie ma co: ładnie się integrujemy w ramach UE :).
Musimy zawrócić do Paczkowa. Początkowo zżymamy się trochę na IT w Paczkowie,
ale po chwili myślę sobie: dziewczyna, która udzielała nam, informacji była
młoda i bardzo ładna; po co jej jeszcze wiedza turystyczna; w końcu nie można
mieć samych zalet :) Że już nie wspomnę o tym jaki piękny informator o
Paczkowie otrzymałem za darmo.
Kierujemy się więc teraz na "pewne" przejście Paczków - Bily Potok. A ponieważ
dzień już się kończy docieramy tylko do sklepu z "pamiątkami", robimy zakupy i
wracamy do Paczkowa na bardzo udany nocleg.
Dziś na rowerze 55 km.
Byłbym zapomniał: przed wjazdem do Czech, Mietek pyta celnika czy można by
przewieźć 2 butelki rumu. Celnik śmieje się. Okazuje się że od maja można
przewozić jednorazowo 10 litrów alkoholu.
.
Dzień 2 - 12,10.2005 - środa
Dziś jedziemy w stronę Złotego Stoku. Wypatrzyłem na jakiejś mapie bezpieczną
trasę rowerową. Prawda jest jednak okrutna: nie ma żadnej trasy rowerowej.
Kolejna pułapka na naiwnych. Ile to już takich pułapek spotkałem na trasach
?!. Jedziemy więc najpierw starą, mało uczęszczaną drogą, a potem,
niestety, około 4 km bardzo ruchliwą szosą. Oglądamy sobie to bardzo
sympatyczne miasteczko, robimy zakupy i kierujemy się w stronę przejścia Złoty
Stok - Bila Voda. Najciekawszy obiekt do zwiedzenia, czyli kopalnię złota
odpuszczamy sobie, jako że ten obiekt kiedyś już "zaliczyliśmy".
Przejście graniczne tym razem chyba "prawidłowe". Piszę "chyba" bo nie widać
żadnej żywej istoty w okolicy. Przechodzimy na stronę czeską i jedziemy w
kierunku Javornika. Droga - zupełnie pusta - biegnie tuż przy granicy. Bez
przeszkód docieramy do
Javornika. Bardzo sympatyczne i ładne miasteczko. Wspinamy się do góry z
zamiarem zwiedzenia muzeum zamkowego. Nic z tego: otwarte tylko w soboty i
niedziele.
Ostatnio prześladuje mnie pech: ile razy chcę zwiedzić jakiś zamek lub muzeum,
zawsze okazuje się zamknięty :)
Ale nawet bez zwiedzania "wewnętrznego" bardzo nam się podoba: i zamek i
okolica.
I zaopatrzenie :). Ponieważ w Polsce brak szczepionek przeciw grypie,
wstępuję z ciekawości do apteki. Są szczepionki, nawet tańsze niż w
Polsce. Ale trzeba mieć receptę: czeską lub polską. Nie mam, więc może
następnym razem...
Wracamy do kraju. Po drodze wstępujemy jeszcze raz do sklepu z
"pamiątkami" - raczej z przyzwyczajenia niż z potrzeby :)
Dziś przejechaliśmy 43 km
Dzień 3 - 13,10.2005 - czwartek
Wcześnie rano wyruszamy w stronę
Kamieńca Ząbkowickiego. Kilka km jedziemy
wzdłuż Jeziora Paczkowskiego. Poranek ładny ale chłodny. W pewnym momencie
zatrzymujemy się i robimy małą rozgrzewkę nad jeziorem.
W Kamieńcu mamy 3 godziny czasu do odjazdu szynobusu, oglądamy więc
dawne opactwo cystersów a następnie ruiny zamku.
Bardzo ciekawa i bogata jest historia zarówno
opactwa jak i
zamku.
Dawny zamek Hohenzollernów, spalony w 1946 roku, obecnie w odbudowie -
ogromniasty ! Mamy ochotę na zwiedzanie. Ale to już u mnie normalka: nie da
rady !. W tym przypadku potrzebna jest 10-osobowa grupa. A nas jest tylko
dwóch. Wniosek jest prosty: jeśli chcesz coś zobaczyć w dowolnym zamku,
przyjedź z dużą wycieczką, najlepiej w niedzielę. A pojedynczym turystom: wara
!! :)
Nie powiodło nam się w zamku, może lepiej będzie z transportem
:). Akurat !. Szynobus się popsuł, jest zastępczy autobus. Ale PAN KIEROWCA
nie zabiera rowerzystów. Widzę wolne miejsca w lukach bagażowych więc pytam
dlaczego ? Odpowiedź: a bo nie. Ja dyskutuję z kierowcą, Mietek awanturuje się
w kasie i u naczelnika. Po 10 minutach kierowca mówi: "poznajcie moje chamskie
serce" i otwiera bagażniki. Dopiero wtedy sprzedają nam w kasie bilety na
przewóz rowerów. Podziwiam taką koordynację !
Jazda trwała 3 i pół godziny zamiast dwóch. Na dworcu w Legnicy kierowca daje
nam do zrozumienia że coś mu się należy za "chamskie serce". Pokazujemy mu ...
bilety na przewóz rowerów.
I to by było na tyle.
Aha: dziś na rowerach 23 km