3 DNI W OKOLICACH LUBIĄŻA
Korzystając z ładnej, wrześniowej pogody, wybrałem się rowerem w okolice Lubiąża.
W sobotę 21.09.2019
jadę rowerem do Rzeszotar i tam o 9:00 wsiadam do pociągu relacji Lubin-Wrocław.
Wysiadam w Miękini.
Stąd po doskonałej ścieżce biegnącej wzdłuż Obwodnicy Aglomeracji Wrocławia (!)
dojeżdżam do Brzegu Dolnego.
Po małej kawie latte w przydrożnej stacji paliw jadę w kierunku Wołowa. Teraz
ścieżka rowerowa nie jest już tak luksusowa jak przed Brzegiem, ale grunt
że jest: asfaltowe pobocze oddzielone od jezdni linią ciągłą. Jedzie się w miarę
bezpiecznie chociaż hałas samochodów nieco dokuczliwy.
Wołów okazuje się całkiem ciekawym, zadbanym i sympatycznym miejscem.
A historia miasta, jak to zwykle na Śląsku bogata. Kolejno: plemiona
słowiańskie, Wielkie Morawy, okres piastowski, Królestwo Czech, państwo
Habsburgów, Królestwo Prus, Niemcy, Polska.
Włóczę się rowerem po centrum, oglądam co ciekawsze obiekty, robię zdjęcia
korzystając ze słonecznej pogody.
W małym lokalu w rynku zjadam bardzo smaczne naleśniki zapiekane z serem i ze
szpinakiem po czym wyruszam w kierunku mojego dzisiejszego celu, czyli ścieżki
rowerowej Wołów-Lubiąż.
Ostatnio dowiedziałem się o tej niedawno otwartej trasie i teraz mam okazję
sprawdzić prawdziwość tej informacji.
Więc sprawdzam: 18 km doskonałej, asfaltowej, szerokiej ścieżki biegnącej wśród
lasów po dawnym torowisku linii kolejowej Wołów-Lubiąż. Jedzie się fantastycznie
wśród zieleni i oczek wodnych, mijam wielu rowerzystów solo i w grupach, a także
wrotkarzy. Hulajnogarzy na razie nie spotkałem :)
Zatrzymuję się na krótki odpoczynek przy kolejnym miejscu postojowym. Nawiązuję
rozmowę ze starszym rowerzystą popijającym piwo z butelki. Mieszka od dawna w
Wołowie, opowiada mi o historii linii kolejowej Wołów-Legnica (za niemca),
Wołów-Lubiąż (do 1960 roku). Po 1960 roku jeździł autobusami, których teraz
brakuje. Ale jest optymistą w kwestii autobusów ponieważ prezes obiecał że
autobusy będą jeździły jak dawniej. Informuje mnie również że ta ścieżka została
wybudowana z funduszy unijnych. Kiedy mówię że prezydent powiedział że z tej
unii to nic nie mamy, facet od razu dodaje od siebie że unia zabiera nam więcej
niż daje. A w ogóle to teraz jest lepiej bo mamy dobrą władzę a poprzednio przez
8 lat rządzili złodzieje i komuniści. No i żydzi.
Kiedy wspominam o komuchu Piotrowiczu, mówi że nie słyszał. Niby prosty człowiek
ale na trudne pytania odpowiada jak rasowy polityk: nie wien, nie słyszałem. W
końcu trochę mnie zrugał, wsiadł na rower i odjechał :)
Kończę więc samotnie jazdę po tej wspaniałej ścieżce rowerowej i melduję się w równie doskonałej agroturystyce "Małgosia" w Lubiążu.
W niedzielę 22.09.2019 jadę do drugiego
celu mojej wyprawy, czyli Dzikowca. Ale po kolei: wyruszam rano na północ w
kierunku Krzydliny Wielkiej.
Najpierw kawałek szutrowej ścieżki a potem piękny asfalt do Krzydliny. Tu
mam problem: nie ma z kim porozmawiać ponieważ wszyscy mieszkańcy są w kościele
na Mszy. Przelotnie zauważam że wnętrze kościoła utrzymane jest w starym stylu.
Nie wchodzę do środka gdyż mój strój jest raczej nieodpowiedni...
Za Krzydliną wybieram drogę do Dzikowca na skróty. I jak to zazwyczaj bywa ze
skrótami, zakałapućkałem się na trudnej, leśnej drodze. Dochodzę wreszcie do
drogi szutrowej, przed Dębnem odbijam w lewo i niebawem jestem w Dzikowcu,
gdzie droga się kończy. Miejsce fantastyczne. Agroturystyka w starym domu, wokół
liczne stawy, mosty, mostki, kładki, bardzo bogata i urozmaicona roślinność.
Świetne miejsce na imprezy. No właśnie: akurat świętują wędkarze, którzy wczoraj
mieli tu zawody. Samochodów na parkingu naliczyłem ponad dwadzieścia.
Naprawdę warto by tu kiedyś przyjechać na 2-3 dni. Może trafiła by się jakaś
świeża rybka ?
Jadę teraz przez Dębno do Tarchalic. Zamierzałem tu wjechać na ścieżkę rowerową
biegnącą wzdłuż Odry (tak wynikało z mapy KOMOTu), ale zamiar okazał się mało
realny. Od miejscowego informatora dowiedziałem się że jest tylko biegnąca po
wałach kiepska dróżka. Rezygnuję. Wracam do Lubiąża przez Dębno, Krzydlinę Małą
i Krzydlinę Wielką. Teraz wyłącznie po doskonałych drogach i ścieżkach - bez
eksperymentowania. W Krzydlinie Małej dość nieoczekiwanie spotykam czynny sklep
spożywczy (niedziela niehandlowa) w którym robię drobne zakupy.
W poniedziałek 23.09.2019 przed godz. 8:00 opuszczam gościnną agroturystykę "Małgosia". Kilka słów o tym obiekcie: bardzo ładnie położony w zacisznym miejscu Lubiąża, obszerny, zielony teren, warunki bytowe świetne: wygodne pokoje, kuchnia i łazienka dobrze wyposażone. I najważniejsze: mili i sympatyczni gospodarze. A Pani Małgorzata świetnie zorientowana w kwestii lokalnych dróg i ścieżek, udzieliła mi kilka cennych informacji. Dziękuję !
Wygodny zjazd w dół i już jestem przed Opactwem Cystersów. Według Wikipedii
jest to największe opactwo cysterskie na świecie. Budowla faktycznie
ogromna a w porannym, wrześniowym słońcu prezentuje się imponująco. Pstrykam
kilka zdjęć z oddali i jadę dalej. Odra za Lubiążem uboga w wodę, jak zresztą
wszystkie krajowe rzeki w tym roku.
Zaraz za Odrą napotykam 2 inwestycje drogowe. Pierwsza wygląda na ścieżkę
rowerową a druga na doś wąską drogę. Ponieważ brak tablic informacyjnych budowy,
domniemywam że pierwsza to prawdopodobnie fragment trasy rowerowej Blue Velo
(wzdłuż Odry od Wrocławia do Świnoujścia) a druga to droga w kierunku Prochowic.
Tak czy inaczej, będzie co sprawdzać w przyszłym sezonie :)
Przez Kawice, Dąbie i Jaśkowice w krótkim czasie docieram do Legnicy.
Niektóre fragmenty drogi na tyle kiepskie że zaczynam żałować iż nie wybrałem
drogi przez Prochowice zgodnie z sugestią Pani Małgorzaty, chciałem jednak
wstąpić po drodze do Ośrodka "Posejdon" w Kunicach.
I to by było na tyle tym razem... I liczę na to że pogoda pozwoli jeszcze choć raz w tym sezonie wybrać się na trzydniowy wypad..
Mapa trasy (ze zdjęciami):