15-10-2017 - niedziela
Zaplanowana była 2-dniowa 3-osobowa wycieczka w okolice
Gór Sowich. Nic z tego nie wyszło, więc jadę sam.
Na przystanku Legnica Piekary wsiadam do szynobusu kursującego do Miedzylesia.
Tłoku nie ma. W zasięgu mojego wzroku kilka osób. KAŻDA trzyma w ręku smartfon.
W Jaworze dosiada się młody rowerzysta. Z bagażnika na kierownicy wyjmuje
ślicznego szczeniaczka i kładzie go sobie na kolanach. Następnie wyciąga ...
smartfona. I teraz: lewą ręką obsługuje szczeniaczka a prawą smartfon.
Taki
kynologiczno-elektroniczny syndrom.
W Świdnicy kieruję się do centrum. Oglądam bardzo ładny rynek, robię kilka
zdjęć. Mimo słonecznej pogody, zdjęcia wychodzą słabe ponieważ - jak to w
październiku - słońce jest nisko i powoduje bardzo długie cienie. Wyruszam w
trasę. Staram się jechać bocznymi drogami: Bystrzyca Dolna,
Burkatów, Bojanice, Lutomia, Stachowice, Pieszyce. Drogi są boczne ale to mi nic
nie pomaga: nowe asfalty bez poboczy, pełne niedzielnych, szalejących kierowców,
którzy też chcą wykorzystać babie lato i chyba uruchomili wszystkie sprawne
pojazdy.
Jadę zły, zdenerwowany, spocony ze strachu: aby do mety. I myślę: za kilka lat
rowerem będzie można jeździć bezpiecznie tylko po zaoranym polu !
W Pieszycach znajduję fajną restaurację RETRO. Z powodu braku czasu zjadam
szybko flaczki. Szkoda, bo mogłem zamówić na przykład "Wyrolowany Indyk" lub
"Świńska Awangarda".
Po kilku kilometrach jestem u celu. Wieczorem próbuję znaleźć nocleg
na jutro w okolicach Jedliny Zdroju po drugiej stronie Gór Sowich. Nic z tego.
Brak sygnału GPS i mój komputerek jest bezradny (jak ten
szczeniaczek w koszyku).
Podsumowanie dnia: bardzo trudny i nietypowy dzień. Przejechałem zaledwie 31 km
a czuję się jak po sześćdziesięciu. Wszystko z powodu warunków: mało czasu,
nadmiar samochodów, zaskakująco wysoka temperatura.
Dziś na rowerze 31 km, sumaryczne przewyższenie 290m
Mapka trasy:
https://www.komoot.com/tour/24156529
Zdjęcia:
16-10-2017 - poniedziałek
Drugi dzień mojej wycieczki też zaczyna się nie najlepiej. W
nocy źle spałem bo akurat przed agroturystyką droga brukowana i mocno było
słychać samochody. Ponadto zdarzyła się awaria zasilania i rano nie mogę napić
się ani kawy, ani herbaty.
Dochodzę do wniosku że nie ma co kusić losu i postanawiam wracać dziś do
Legnicy. Wszak czasami "na układy nie ma rady".
Wyruszam więc w trasę nieogolony oraz o tzw. "suchym pysku"
(tym razem dosłownie suchym)
bo nawet nie mam wody mineralnej.
Planuję jechać dzisiaj drogami " jeszcze bardziej
bocznymi" jak najdalej od Świdnicy. Udaje mi się to w bardzo niewielkim stopniu.
Jest też kolejna niespodzianka: od rana wiatr bardzo mocno wieje
z boku, zwłaszcza w porywach. Jazda rowerem znów staje się niebezpieczna.
Sytuacja poprawia się za Komorowem. Z wiatrem w plecy dojeżdżam do
Jaworzyny Śląskiej.
Mam trochę czasu więc za radą młodego przechodnia jadę do restauracji
MAGNOLIA. Miła niespodzianka: położony na uboczu stylowy drewniany obiekt nad
sporym stawem. Świetne warunki do wypoczynku i na ewentualną imprezę.
Wiele razy byłem w Jaworzynie ale nie znałem dotychczas tego ciekawego miejsca.
Podsumowanie: wycieczka niespecjalnie udana. Ale jedna słaba na kilkanaście dobrych, więc nie ma co narzekać. Poza tym zdarzają się sytuacje, że "nie poradzisz bracie mój... i nie bądź pan dętka i nie pękaj",
Dziś 39 km, sumaryczne przewyższenie nieokreślone bo zapomniałem wyłączyć komputerek przed wejściem do pociągu.
Mapka trasy:
https://www.komoot.com/tour/24215676
Zdjęcia i filmy: